3 marca 2015

One year later....żywopłotu 3200

W zeszłym roku wierzba mnie bardzo martwiła, jakoś nie bardzo było widać że się przyjęła. Chodziłam , oglądałam i byłam co raz to bardziej nie zadowolona, nie było widać że coś się dzieje.....
Odczepiłam się od niej, bo co się będę denerwować, wiadomo, szkoda wszystkiego : czasu, pracy i pieniędzy też.
W tym roku, lutowa , piękna niedziela, więc w samo południe kawa na tarasie. Siedzę sobie wygodnie na leżaczku i oglądam otoczenie, planując to i owo, aż mi się głowa jakoś sama odwróciła na drugą stronę, którą starannie omijałam. Patrzę i pierwsze co mi się rzuciło w oczy,to inny kolor patyczków
 w ogólnym wyblakłym , suchym brązie. Taki fajny, żywy kolor, trochę czerwieni trochę ochry. Noooooooooo, to był moment jak się tam znalazłam, nie wiem czy minęły 2 sekundy. Patrzę i własnym oczom nie wierzę, a zaznaczam, miałam na nosie okulary. Wierzba! i to jaka! Znaczy udało się :))))
Wypatrzyłam od razu dwie ścieżki, jedna od zajęcy druga od jeleni i saren, zające nie niszczą a kopytne i owszem, ale  co mi tam, niech mają :)) Jak się wierzba rozrośnie to będą się przepychać między gałązkami albo zrezygnują, chyba.

Jest nadzieja , że ten ugór będzie kiedyś zagospodarowany. Jak tylko wierzba urośnie, zagęści się, to kto wie? Może zaszaleję i posplatam jej witki jak płot, w piękną kratkę :) O, może taką ?
Zdjęcie znalezione u wujka Googla. Zastanawiam się tylko, czy starczy mi cierpliwości do tego, by 200 m bieżących zapleść w ten sposób......W sumie to też jakieś rękodzieło .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz